sobota, 24 maja 2014

Literatura > Heyse Paul - Piękna Abigail

Heyse Paul - Piękna Abigail
czytelnia
 
 
Streszczenie  
W przygotowaniu.

O autorze
Paul Johann Ludwig von Heyse (1830 - 1914) to niemiecki pisarz.
Biografia w pigułce: Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury(1910). Najgłośniejszą nowelą Heyse była L'Arrabbiata z 1855 roku.
Twórczość:
L'Arrabbiata (1855)
Piękna Abigail
Informacje
Motywy
Spis treści
Powstanie utworu: ?
Pierwsze wydania: ?
Pierwsze polskie wydania: ?
Dostępne polskie wydanie: ?
  • motyw1
  • motyw2...
Utwór składa się z rozdziałów:
- Rozdział 1: Tytuł
Rozdział 2: Tytuł
recenzja
W przygotowaniu.
Opracowanie
W przygotowaniu.
Bibliografia
W przygotowaniu.
ozdobnik
Czytaj online
fragmenty
„Nieomal każdy wieczór spędzałem jednak w towarzystwie obu pań, po części - jak dłu-go trwał karnawał - na oficjalnych balach, gdzie uchodziłem już za nieodłącznego kawalera i faworyzowanego adoratora, po części w ich przytulnym salonie jako jedyny przyjaciel domu płci męskiej. Od czasu do czasu zjawiała się tam pewna starsza dama, znajoma matki z Austrii, na partyjkę taroka, czemu Abigail kibicowała. Nie ukrywała znudzenia, jak nie miała w ogóle zwyczaju ukrywać swoich doznań.
A jednak był w jej naturze jakiś zagadkowy, mroczny plan, który przezierał skądś z głębi w godzinach słabości i za każdym razem przejmował mnie niesamowitym dreszczem.
Mój stosunek do rozpieszczonej dziewczyny był przez wszystkie te tygodnie i miesiące tak szczery, że nawet nie winiłem jej za to niezbyt pochlebne wrażenie.
Kiedyś, patrząc gdzieś poza mnie nieruchomym wzrokiem, powiedziała: „Wiem, co pan myśli. Jest we mnie coś, czego sama się lękam, a czego nie potrafię bliżej określić. Może przeczucie, że nigdy się nie dowiem, co to jest szczęście, a pewnie i to, że dawanie szczęścia innym nie stanie się moim udziałem, nie z własnej winy, w głębi mej istoty buntuję się przeciwko temu i zastanawiam, jak by się za to upośledzenie zemścić. Czy wie pan, jak widzę samą siebie? Jako sopel lodu, który patrząc na wesoło pełgający płomień, wstydzi się, że cią-gle jest tak niewzruszenie zimny, przysuwa się więc bliżej ognia, ale nie osiąga nic ponad to, że całkiem się roztapia. Wiem, porównanie to kuleje na obie nogi, ale jest w tym coś, i pan zapewne również wie, co miałam na myśli, mówiąc o płomieniu”.
 ***
„Obydwa okna pokoju wychodziły na otwarty plac i wpuszczały do wnętrza jaskrawe światło księżyca. Tym ciemniej było w kącie tylnej części pokoju, gdzie stało łóżko i naprze-ciwko niego, przy drugiej ścianie, sofa. Mimo to wyraźnie widziałem, że na sofie ktoś siedzi: czarno ubrana postać kobieca; jedyne, co było w niej jasne, to twarz, nieruchomo wynurzają-ca się z czarnego welonu. Jedną ręką podtrzymywała welon pod brodą, podczas gdy ręka druga przyciskała do twarzy bukiet kwiatów. Musiała je wyjąć z wazonu, który stał na stoliku przed sofą; kilka róż i gałązek jaśminu, które żona przyjaciela zerwała po obiedzie dla mnie w swym ogrodzie.
Gdy wszedłem, zawoalowana postać nawet nie drgnęła. Dopiero kiedy, zdobywając się na odwagę, podszedłem do stolika, niezdolny wypowiedzieć choćby słowa i nadal nie wierząc własnym oczom, obca kobieta podniosła głowę, przechyliła ją do tyłu aż na oparcie sofy; mi-mo ciemności nocy całkiem wyraźnie zobaczyłem dwoje dużych, utkwionych we mnie oczu.
„Abigail!”
Kobieta nadal siedziała bez ruchu. Wydawała się bynajmniej nie skrępowana miejscem i nocną godziną. Opuściła tylko na kolana rękę trzymającą kwiaty. Po chwili odezwała się, a głos ten zabrzmiał mi niesamowicie obco: „Naprawdę zna mnie pan jeszcze? Byłby zatem daremny ten trud, jaki pan sobie zadał, by o mnie zapomnieć? To przynosi panu zaszczyt. Widzę, że jednak właściwie oceniałam pana”.
„Abigail! - zawołałem znów. - Czy to możliwe? Pani tu? Jak pani weszła do mego pokoju o tak niezwykłej porze?”
Wzrok mój przywykł do półmroku; teraz wyraźnie już widziałem rys chłodu i czujno-ści; który zmienił jej wyraz ust. Poza tym wydała mi się piękniejsza, niż zachowałem ją w pamięci, tylko bledsza, i brwi ściągnięte miała jakoś boleśnie.
„Jak tu przyszłam? - odpowiedziała wolno, trochę ochrypłym głosem, jak ktoś, kto ży-jąc samotnie, często całymi dniami nie ma okazji do mówienia. - To bardzo proste. Usłysza-łam, że przyjechał pan tu na krótko. Wiedziałam, że nie będzie pan starał się mnie odszukać. Musiałam się zatem zdecydować na przyjście do pana. Nikt naturalnie nie wskazywał mi drogi na górę. Na dole znalazłam na czarnej tablicy pańskie nazwisko, a obok numer pana pokoju. Pozwoliłam sobie rozgościć się tu i czekać. Teraz, gdy jestem tak samotna, mąż mój zmarł przed trzema laty, bardzo chciałam się przywitać ze starym przyjacielem. Wie pan, on revient toujours! Taki biedny revenant jest smutną postacią, ale jeśli zbrzydłam, pan nie powinien mi tego wypominać, ponieważ jest pan temu winien; ale nie będziemy teraz o tym mówili. Nie należy psuć miłej chwili spotkania wracaniem do przeszłości”.
Ciągle jeszcze nie wiedziałem, co powiedzieć. Było dla mnie zagadką, co powinienem z tym zrobić. Abigail, którą znałem tak dumną i powściągliwą, teraz o północy w moim cichym pokoju hotelowym jedynie po to, aby mnie zobaczyć!
„Tak tu ciemno - wyjąkałem w końcu. - Pozwoli pani, że zapalę światło”.
„Nie, proszę, nie! - wpadła mi w słowo. - Jest dość widno, abyśmy mogli widzieć swoje oczy, a więcej nie trzeba. Trzeba panu wiedzieć, że jestem próżna. Nie powinien pan widzieć na mojej twarzy śladów tych wielu lat, jakie upłynęły od czasu naszego ostatniego spotkania. Czas ten przeżyłam niezbyt wesoło. Gdyby pan mnie nie opuścił, byłabym może radosna, bo ten, kto się czuje szczęśliwy, nie starzeje się!”.
 ***
„Zawróciła i stanęła przy kracie. Wysunęła między prętami białe, gładkie ramiona i szy-bko przyciągnęła moją głowę do swej twarzy. Zobaczyłem blisko jej duże, szare oczy, lśniące chłodnym blaskiem, w których i teraz nie było ani miłości, ani nienawiści. Potem uczułem, jak usta jej przywierają do moich, i dziwny dreszcz na poły strachu, na poły błogości przeni-knął mnie na wskroś. Usta miała zimne, ale jej oddech palił mnie; czułem, jak gdyby wysy-sała mi duszę z ciała. Zrobiło mi się ciemno przed oczyma, brakło mi tchu, przerażony próbowałem uwolnić się, lecz jej chłodne, miękkie wargi mocno przywarły do moich ust; starałem się wyzwolić z uścisku jej ramion, lecz białe węże opasywały mój kark jak stalowe obręcze; gdzież się podziała siła moich ramion? Opadły bezsilnie, jak gdyby ów pocałunek pozbawił je szpiku. Na wpół omdlały, wisiałem na kracie jak biedny, cierpiący katusze grzesznik. Chciałem krzyczeć, lecz nie mogłem wydobyć z siebie dźwięku, myśli kłębiły mi się w głowie jak tonącemu w morskiej głębi, jeszcze chwila takiej męki, a byłbym zgubiony, lecz nagle w tę ponurą ciszę wtargnął trzask, jak gdyby strzelanie z bata, jej usta oderwały się od moich, spoza kraty dobiegł mnie dźwięczny śmiech. Straciłem przytomność, upadłem.
Kiedy wróciła mi świadomość, ujrzałem mego przyjaciela lekarza; klęczał koło mnie i esencją, którą przyniósł ze swej podręcznej apteczki, nacierał mi czoło i skronie.
Obok w alei stała jego bryczka; zrozumiałem, że wybawienie od upiora zawdzięczałem woźnicy, to on właśnie spłoszył go strzelając z bata.
„Czego, u diabła, szukałeś, przyjacielu, tu za miastem, koło cmentarza? - zawołał do-ktor, gdy orzeźwiony nieco, wspierając się na nim, mogłem już chwiejnym krokiem podejść do bryczki. - Drżysz na całym ciele, wargi ci krwawią, jeśli myślałeś, że po Wildbadzie odpo-wiednią kuracją będzie spanie tu przy tej nocnej wilgoci na zimnej ziemi, to jesteś w błędzie”.
Za nic na świecie nie wyznałbym mu prawdy.”
ozdobnik

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz